Wizja możliwego upadku zbyt bardzo mnie przytłoczyła, abym mógł spokojnie i jasno myśleć. To pewnie przez moje myśli o miłości. Zostałem ukarany. Być może na to zasługuję? W końcu, nie bez powodu zostaliśmy stworzeni w taki, a nie inny sposób, z ograniczoną wolną wolą czy zbyt dużą empatią.
Zupełnie nie dałem sobie samemu wytłumaczyć, że to może być przypadek. Że tak się zdarza. Że to tylko jedno, niewielkie piórko. Nadal spoglądałem na nie z przerażeniem, nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Już czułem te piekielne ognie, oplatające mnie i wciągające w otchłań.
- Rozumiem - Nawet głos mężczyzny nie wyrwał mnie z zamyślenia, czy raczej szoku. Zupełnie jakby dzieliła nas jakaś bariera, którą mój umysł postanowił wytwarza z sobie tylko znanego powodu.
- Czyli nawiedzanie z chęci zemsty odpada. - Zerknąłem przelotnie na posiłek, lecz nie byłem w stanie zmusić się do zjedzenia go. Strach ściskał mi gardło, wykręcał trzewia. W mojej głowie pojawiło się imię, którego nie można było wymawiać. Zakazane, przeklęte, uważane za zły omen, przynoszący pecha.
- Jak wyglądają te nawiedzenia, co ci robi, oprócz podduszania? Widziałeś go kiedyś? Objawia ci... - Sivik przerwał w pewnym momencie, zostawił jajko w spokoju i podniósł brwi. Zamrugałem kilkukrotnie, jakby bariera dopiero teraz opadła.
- Hej, o co chodzi? Co się dzieje? - Tym razem ton mężczyzny zmienił się z typowego, spokojnego, a za razem po części pewnego siebie, w troskliwy. Nie, Carreou, tylko teraz nie płacz..
- Nic.. - Wyszeptałem, zamykając dłoń na piórku. Nie mogłem mu powiedzieć całej prawdy. Po prostu, cholera, nie mogłem!
- Tak czasami jest. Czarne piórka to nic takiego. - Wymusiłem uśmiech, jednak był tak fałszywy, że nie zdziwię się, jak zszarzeją mi kolejne pióra. Zacząłem wyczuwać dziwną aurę niepokoju, złości i nienawiści. Skuliłem się na łóżku, wziąłem swoją porcję jedzenia i zacząłem jeść, chcąc chociaż w nikłym stopniu zachowywać się normalnie. Mimo, że sytuacja była wybitnie nienormalna.
- W kwestii nawiedzeń.. Hmm. Czasami zrzuca jakieś obiekty. Często dotyka. Zsyła koszmary i pisze w kurzu. Jednak robi to niezwykle rzadko, jakby nie miał siły na takie rzeczy.-
Wyprostowałem się, aby zajrzeć na coś za plecami Siviego. Na dłonie, które pojawiły się na jego ramionach. Mężczyzna zdawał się tego nie wyczuwać. Wiedziałem jednak, że wkrótce się dobitnie przekona, że nie jesteśmy w pomieszczeniu sami. Cienista istota, kiedyś tak bardzo bliska mojej rodzinie, teraz była jedynie wrakiem, pozbawionym jakichkolwiek uczuć potworem, żyjącym nienawiścią i zemstą. Czyżby przybył tutaj, aby pokazać mi, co się stanie, jak pociągnę relację z Sivikiem dalej?
Pazurzasty palec przebiegł po gardle ciemnowłosego, zostawiając zaróżowiony zarys. Teraz przekaz był jasny, jak kiedyś ta istota była - Nic jej nie zatrzyma przed skrzywdzeniem mężczyzny. A ja?
Nie mogłem nic zrobić.
W końcu z Lucyferem nikt nie wygra. Nawet najlepszy wojownik Edenu, Michał, poległ podczas buntu.
Potrząsnąłem głową, zamrugałem kilka razy, a Upadły zniknął. Pozostawił po sobie jednak zapach siarki i żółty pył, który szybko zmiotłem skrzydłami z barków bruneta.
- T-To tylko kurz...-
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz