piątek, 30 marca 2018

Od Sivika do Carreou

Nie zareagowałem, gdy zaczął targać mnie po straganach, straganikach, gdy kupował jakieś pierdoły, gdy mną sterował, gdy zasłaniał dokładnie usta, uciszał i zachowywał się, jak pan i władca. Zamiast tego, jak ostatnia kukła dawałem się prowadzić, oglądając przy okazji okolice, kodując twarze, starając się skojarzyć, czy kogoś przypadkiem nie znam, bo może zawsze wyłapie się jakąś zniżkę na towary, bo a nuż się okaże, że akurat tej osóbce ducha z domu wypędziłem piętnaście lat temu. Nigdy nie wiadomo, prawda?
Koniec końców skończyliśmy w jakiejś gospodzie, w jednym z pokoi, wszystko opłacone przez chłopaka, na co przewracałem jedynie oczami, bo musiał odpłacać się pięknem za nadobne i teraz stawiać dosłownie wszystko, chociaż przecież cienko było u niego z kasą i w większości przypadków to ja wykładałem pieniądze na każdą pierdołę.
I wszystko było piękne i kolorowe, dopóki nie zamknął nas w łazience, napuścił wody do wanny, dodał litry olejków eterycznych, a sam w międzyczasie ściągnął koszulę i spojrzał na mnie uważnie. Byle nie patrzeć się na ciało, byle nie patrzeć się na ciało. Nie patrzeć. Na ciało.
— Rozbieraj się — powiedział, wbijając mnie w siedzenie i przyprawiając o porządny wytrzeszcz, bo o czym ty, do cholery jasnej mówisz, młodzieniaszku? Sprawdził temperaturę i ustawił się przy drzwiach, dalej się na mnie gapiąc. — No na co czekasz? I nawet nie myśl o wyjściu. Znajdę cię chociażby na drugim końcu świata i umyję siłą. — Prawie zakrztusiłem się śliną, gdy zaczął mówić i gdy dokładnie określił mi swoje zamiary. Czy on. Co? Czemu? Nie. Borze Wszechszumiący, nigdy w życiu, mam jeszcze resztki rozumu i potrzebę intymności.
— Co? — mruknąłem tępo, gapiąc się na niego jak sroka w gnat i mrugając przy okazji nieco bezsensownie, całkiem zbity z tropu i pozbawiony rytmu. Podszedłem do mężczyzny, marszcząc brwi i możliwe, że zalewając się delikatnym rumieńcem. — Carr, do cholery jasnej, jestem dorosłym mężczyzną, umiem się umyć i ogarnąć, mógłbyś więc z łaski swojej nie pierdolić głupot? — mruczałem niemrawo, zerkając na niego niepewnie i powoli zaczynając się dusić zapachem tych wszystkich świństw, które dodał do wody. — Znamy się trzy dni, nie mam zamiaru się przed tobą rozbierać, umyję się sam, więc z łaski swojej wyjdź, albo pozwól mi wyjść i zapomnijmy o tym, co właśnie miało miejsce, dobrze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz