niedziela, 18 marca 2018

Od Cyrusa do Ktosia

Wchodząc do przepełnionego wilgocią sklepu, który wynająłem, poczułem obrzydzenie. Surowym wzrokiem ogarnąłem kurz. Tragarze postawili na podłodze ciężkie kufry.
- Nie rzucajcie tak nimi. - Warknąłem, widząc rysy na drewnie. Mam nadzieję, że obiekty wewnątrz nie uległy uszkodzeniu, bo jak nie, to oni również trafią do mojej piwnicy. Odprowadziłem wzrokiem parobków, ignorując błagalnie wyciągnięte dłonie jednego z nich. Nie zamierzałem się dzielić czymkolwiek z ludźmi.
W końcu nastała przyjemna cisza, przerywana jedynie niemrawymi jękami ze skrzyń. Chyba już czas się rozgościć, zwłaszcza, że miałem zostać w tym miejscu do końca miesiąca. Podniosłem kufer, otworzyłem kopnięciem drzwi do piwnicy i zszedłem po stromych schodach na dół. Tak, jak kazałem, okna na poziomie ulicy zostały zamurowane. Idealnie. Nie chciałem w końcu, aby jakiś strażnik miejsko - wiejski siedział mi na głowie. Wystarczyło, że i tak miałem ostatnio sporo problemów związanych z reliktami. Mało kto sprzedawał prawdziwe, magiczne artefakty, w większości w moje ręce trafiały liche podróbki, opatrzone ckliwą historyjką o miłości dwóch istot. Nie. Takie coś na mnie nie działało. Otworzyłem wieko skrzyni i przewróciłem ją, przez co na ubitą ziemię wypadła blond piękność z południa, którą wygrałem w karty. Nie była w moim typie, patrząc na łuskowatą skórę, ale na pewno znajdę gdzieś dewianta, któremu to nie przeszkadzało. W odruchu serca, postawiłem obok jej związanych dłoni kawałek czerstwego chleba, po czym wróciłem do głównej części sklepu, zamykając za sobą drzwi.
Przez większość dnia rozkładałem na szafkach obiekty oraz dokładnie katalogowałem je. Tak prewencyjnie, jakby ktoś miał zbyt lepkie łapki. Podczas polerowania złotej wazy, ktoś wszedł do środka. Nie zwróciłem na niego większej uwagi - całe wnętrze sklepu odbijało się w lśniącej powierzchni naczynia. Nie znałem tego osobnika, więc na pewno nie mógł być smokiem. O rasie przybysza zapewnił mnie ludzki smród. Oh, jak ja ich nienawidziłem!
Gość długo krążył od jednego reliktu do drugiego, udając, że się zastanawia. Ostatecznie wyszedł, nie zostawiając po sobie nic więcej poza brudem. Z niesamowitym dla swojej osoby zapałem zająłem się sprzątaniem. Ha, potrafię posłużyć się mopem!
Wkrótce zapadł zmrok, co znaczyło, że czas na mniej legalną stronę rynku. Wyglądając przez okno, czy nikt nie podgląda, ułożyłem pod ladą wszystko, co kryminalny półswiatek może chcieć. Narkotyki, trucizny, czarnoksięskie tomy, zaklęte przedmioty,.. Jednym słowem, wszystko, co ciemna dusza zapragnie!
Dumny z siebie, usiadłem prosto na stoliku, czekając aż ktoś przyjdzie. Po kilku godzinach zacząłem rozważać zamknięcie drzwi, lecz wtedy ktoś je pchnął. Po zapachu, jaki wdarł się do środka, widziałem, że tym razem to nie jest żadna ludzka istota.

< Ktosiek? >

2 komentarze: