Opatulił się dokładnie piórami, rozpłynął w cieple panującym pod skrzydłami i spoglądał na mnie spod niezwykle długich rzęs, tak ładnie wachlujących długich rzęs, które chroniły te ładne, błękitne oczęta przed światem zewnętrznym. Nie wyglądał najlepiej. Jakby zaraz miał mi tu zejść z różnych, przypadkowych powodów.
— Wiem... To taka promocja. Na początek sprzedaży w tym miejscu — odparł, zerkając znacząco na resztę tutejszych sprzedawców. Pokiwałem głową ze zrozumieniem, a on jeszcze skrzętniej skrył się pod białymi zasłonami. Już dawno nie widziałem skrzydlatych istot. Ginęły jakoś w miastach, nie pojawiały się zbyt często. — Ale... Jak pan tak mówi, to potem zmienię ceny... — dokończył niemrawo, a po chwili wszystko działo się już tak szybko. Nagle zbladł, nagle zamrugał spanikowany, przełknął głośniej ślinę i zachowywał się, jakby ktoś właśnie robił mu krzywdę cielesną. Postawił krok w moją stronę, kolorem skóry bardziej przypominał kredę, białą ścianę, aniżeli rumianego mężczyznę, którym był jeszcze dosłownie kilka chwil temu.
Zdecydowanie zbyt mocno na niego oddziaływały i zaczynało się to robić niepokojące. Zdecydowanie zbyt blisko do niego podchodziły. Zdecydowanie zbyt mocno starały się przedrzeć przez niewidzialną, jednakże istniejącą granicę.
I zdecydowanie zbyt mocno złotowłosy odreagował na to wszystko, wyrzucając z siebie wiązkę energii, która odrzuciła nie tylko duchy, a i mnie. Oparł się ciężko o stragan, złapał się krańca, sapnął, zerkając na mnie. Jakbym widział spłoszoną sarnę, która za żadne skarby świata nie ma pojęcia, co tak właściwie się dzieje. Potrząsnąłem głową, migreny, głosy, naderwanie bariery i doniosłe wołania dusz. Zacisnąłem mocniej szczęki.
Udawaj, że jest dobrze.
— Coś się stało? Źle wyglądasz — wymruczałem, podchodząc powoli do blondyna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz