Wciąż krocząc niedużym chodniczkiem, westchnąłem cicho, przy tym z lekka przymykając oczy. Gdyby tak spojrzeć z trzeciej osoby, może i pozbawiłem panienkę wozu, lecz przy tym - moim zdaniem -, uchroniłem jej osobę przed niemiłą konfrontacją z osobą prowadzącą, czy nawet ze zwyczajnymi, chropowatymi kamieniami, porozsiewanymi po całej powierzchni drogi dla pojazdów. Nie sądzę, by udało jej się "od tak" wskoczyć, bez najmniejszego potknięcia. Chociaż nie była to zbyt długa konfrontacja, oficjalnie stwierdzam, iż z chęcią poświęciłbym odrobinę więcej czasu, na denerwowaniu tej uroczej przedstawicielki płci pięknej, jaką jest Juliette. Może i nie będzie mi dane jej już nigdy spotkać, lecz podświadomie przynajmniej mam nadzieję, na powtórzenie naszej wymiany zdań. Tak poniekąd bywa w moim przypadku, gdy chęć rozmowy pojawia się po początkowej ocenie wyglądu i reakcji na mój uśmiech... Który ponownie wpłynął na moje usta. W pewnym sensie zaciekawiony, rzuciłem przelotne spojrzenie w kierunku ludzi, idących po drugiej stronie ulicy. Myślałem, że krew mnie zaleje, gdy spostrzegłem te charakterystyczne szaty i twarze osób, przez które de facto wybrałem się na spacerek. Zbladłem od razu, odruchowo wycofując się, zaczynając iść w przeciwnym do aktualnego kierunku. Nie minęła minuta, a znalazłem się na powrót przy siedzącej na schodkach dziewczynie, która swym widocznie niedowierzającym wzrokiem wpatrywała się w moją osobę.
- Mogę się dosiąść? - zadałem szybkie pytanie, przy tym nerwowo się rozglądając. Z początku ze strony Juliette oraz jej kota otrzymałem jedynie krótki pomruk nienawiści, by po chwili zastąpiło je delikatne wzruszenie ramionami. - Jakże to miłe ze strony panienki! - dodałem z uśmiechem, przysiadając na skalnych schodkach, przy tym starając się jak najlepiej ukryć swą twarz w płaszczu. Spojrzałem kątem oka na białowłosą, która beznamiętnie wpatrywała się w dal, najpewniej wyczekując kolejnego, darmowego transportu. No tak, mogłem się spodziewać takiego ruchu ze strony osoby, która najwidoczniej uwielbia podróże na gapę. Szczerze mówiąc, równie mocno zainteresował mnie zwierzak, dumnie spoczywający na ramieniu dziewczyny. Cały czas czułem na sobie jego mordercze spojrzenie, które chyba chciało przeszyć na wylot moją osobę.
- Jak się wabi sierściuszek? - podpytałem, z wymownym, złośliwym uśmieszkiem na ustach. Kot jedynie najeżył bardziej sierść, ukazując przy tym swe bialutkie ząbki. Chyba miał świadomość, co oznaczał użyty przeze mnie rzeczownik.
- Tenebris, poza tym, nie lubi pana. - fuknęła w odpowiedzi właścicielka zwierzaka, przy tym delikatnie się uśmiechając.
Wyciągnąłem swoją owitą w rękawiczkę dłoń, prosto w kierunku niewielkiego stworzenia, mruczącego na mnie ostrzegawczo. Zanim się obejrzałem, kociak wbił swoje ząbki w dosyć gruby materiał. Mimo niezbyt silnego bólu, gwałtownie odsunąłem rękę, chcąc ochronić swoje odzienie.
- Sam tego chciałeś... - prychnęła białowłosa, chyba rozbawiona moją i kocią konfrontacją. - Ostrzegałam wcześniej. - dodała, spoglądając na mnie kątem oka. Rzeczywiście, wspominała coś o tożsamości swojego małego towarzysza...
- Jeśli właścicielka jest podobnie zadziorna jak pupilek, czekam tylko, aż pokaże ona pazurki. - odparłem z wymownym uśmiechem, podpierając się za plecami rękoma.
- Nudzi się panu? - podpytała, ziewając cicho. Z początku w odpowiedzi, jedynie wzruszyłem ramionami.
- Nic z tych rzeczy! Po prostu... Pomyślałem sobie, że skoro odebrałem panience pojazd, w akcie pokuty zaproszę panienkę na herbatkę, czy kawę, ewentualnie jakieś smaczne ciastko... - zaśmiałem się pod nosem, czekając na reakcję dziewczyny.
<Juliette? Spokojnie, damy radę ^^>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz